wtorek, 1 września 2015

głupia ja.

Powoli układam sobie Nowe Życie. Inaczej przecież nie da się tego nazwać jak właśnie Nowym Życiem. Zmieniłam nie tylko adres, uczelnie, ale i towarzystwo.
Byłam przekonana, że powrót do Poznania będzie się równał z ciągłą zabawą ze starymi Druhami. Póki co, mieszkam tutaj już blisko dwa tygodnie a zabawy takiej- nie odnotowałam. Byłam zajęta porządkowaniem spraw. I chyba już je uporządkowałam.
Ani szkoła nie jest już taka straszna, ani praca nie powala mnie już na kolana. Bardzo dobrze. Ostatnimi dniami byłam po prostu wykończona- tak psychicznie jak fizycznie i emocjonalnie.
Ale powoli wracam do normalności, która wydaje mi się być teraz tak rozkosznie słodka...

Obawiam się, że jestem uzależniona od stałego kontrolowania mojej wagi. Cały czas jestem z siebie niezadowolona i mimo, że na zdrowy rozum wiem, że jestem szczupła- w lustrze widzę potwora i sama siebie się wstydzę.
Nie wiem kiedy to się stało, przeraża mnie moja własna płytkość. Przede wszystkim, jestem w dobrym stanie ale wmawiam sobie, że w fatalnym (doszło do tego, że nie chcę wychodzić z domu- i nie wychodzę, bo jestem przekonana, że ludzie na ulicy widzą moją rzekomą otyłość i mną za nią pogardzają...), a po drugie- nawet jeżeli bym nie była super-hiper idealna to przecież nie definiuje mnie to jako lepszego czy gorszego człowieka. Wiem o tym, ale jednak nie wiem ! Oszalałam !
Moda na szczupłość/ chudość zaślepiła mój malutki, obrzmiały móżdżek.
Muszę wyswobodzić się z ten otchłani niejedzenia i dążenia do niebytu.
Wczoraj, w ramach buntu zjadłam dwa kawałki pizzy. I przyznam, że jestem z siebie dumna. Może małymi kroczkami zacznę rozmyślać o czymś innym niż jedzenie a właściwie próby niejedzenia (które oczywiście za każdym razem kończą się na fatalnym obżarstwie, czyli osiągam efekt odwrotny od zamierzonego)

Zdjęcia z warsztatów ślubnych Nikona, któe odbyły się pod Poznaniem pod kierownictwem Grzegorza Płaczka:

La tolerancja?

Żyjemy w czasach, kiedy brak tolerancji jest czymś strrrasznym i społecznie ganionym.
Ja z kolei dorosłam do tego, żeby.. tolerować brak tolerancji. Nie da się zmusić ludzi do czegoś, czego wcale nie czują.
Ale!:
Wmawia nam się brak tolerancji nawet w przypadku, kiedy wcale nie wykazujemy się atolerancją!
Matki psioczą i syczą na dzieci, które oglądają się za siebie widząc coś/ kogoś co/ kto je zainteresuje:
"psst! nie patrz, będzie mu/ jej przykro! odwróć głowę! nie wolno patrzeć!" w konsekwencji- jeżeli kątem oka zauważymy zjawisko, które wyda nam się dziwne- zamiast mu się przyjrzeć, lepiej je poznać- odwracamy głowę i zerkamy nachalnie na boki. Takie odwracanie wzroku zwraca uwagę dużo bardziej i sprawia większą (ewentualną) przykrość, niż spojrzenie naszemu obiektowi prosto w oczy.

Naturą ludzką jest przyglądanie się rzeczy, zjawiskom, które są nam obce, z którymi nie żyjemy na co dzień. Podobnie jak dziecko- dzięki temu się oswajamy, poznajemy i akceptujemy !

Nie wykazujemy się brakiem tolerancji jeżeli pierwszy raz w życiu widzimy ciemnoskórą osobę i jesteśmy po prostu zdziwieni! To najzwyczajniej w świecie szok kulturowy, który wcale nie koniecznie musi mieć wydźwięk pejoratywny!

Lubimy otaczać się ludźmi podobnymi do siebie, bo ich rozumiemy, bo są jak my- nie boimy się ich, ufamy im. Zjawiska, których nie znamy budzą w nas podświadomy strach i niepewność. To jak z nowym komputerem- jeżeli mamy do czynienia ze znanym nam sprzętem- doskonale wiemy na co możemy sobie pozwolić. Jeżeli da się nam do ręki nowoczesny model, którego nie znamy- będziemy go badali, szukali podstawowych opcji, będziemy musieli mieć czas na poznanie go i jak już ten czas minie, sprzęt będzie przez nas poznany- będziemy z nim obyci i zaczniemy mu ufać (i sobie w jego obliczu). Nie wiem czy nie jest to przesadą, że kwestię tolerancji porównuję ze sprzętem komputerowym, ale miałam na to ochotę, a to moja Przestrzeń- więc po prostu tak wyszło.

Intuicyjnie wiemy i czujemy, że znajdujemy się w pobliżu kogoś podobnego do nas. Kogoś o podobnym kodzie, podobnej kulturze- i takim ludziom dajemy już na starcie dużo większy kredyt zaufania niż komuś, kto jest zgoła od nas inny.

Jak można przecież ufać komuć/ czemuć kogo/ czego się nie zna! To wbrew naturze i wielce ryzykowne!

Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dzieci najlepiej czują się w towarzystwie dzieci? Są podobnego wzrostu, mają podobne buzie, czują, że mają podobne problemy. Posługują się podobnymi słowami, mają cały wachlarz powiedzonek, przybliżenie intonują, seplenią, mają swój własny kod symboli. Dziecko, które nigdy wcześniej nie spotkało się z karłem i nie znaj takiej osoby choćby z definicji- kiedy go pozna, od razu wyczuje, że to nie jest wcale podobne do niego dziecko. Wzrost ten sam, głos również nieco inny niż u dorosłych (wysokich, hoo) ale jednak COŚ jest nie tak. I dziecko nie będzie ufało takiej osobie na starcie podwójnie. Dopiero jak pozna taką osobę, dostanie szansę obcowania z nią- będzie mogło nauczyć się tolerancji.

Nie rodzimy się z tolerancją. Musimy się jej nauczyć. Żeby to zrobić musimy mieć szansę poznania zjawiska, którego wcześniej nie znaliśmy.

Przecież gdyby w tej chwili na świecie ni stąd ni zowąd pojawiły się dinozaury i oświadczyły, że chcą z nami zamieszkać- bylibyśmy w szoku i musielibyśmy przetrawić sytuację. Nikt nie powie w takiej chwili 'a ok, spoko. siema dinozaury, idziemy na kawę?' albo " dinozaury? jakie dinozaury?! nie zauważyłem/am! niech będzie, nara!"

Dajmy sobie czas na przyswajanie. Pozwólmy naszym oczom patrzeć. Nie udawajmy obeznanych w świecie, bo zrobimy sobie w konsekwencji krzywdę.

Ekipa z Warszawy

Bardzo często dochodzą mnie głosy narzekania dotyczące naszej (polskiej) zaściankowości. Że to niby jesteśmy zacofani, mało rozwinięci i ogólnie daleko nam do Amerykanów- którzy są naszym wzorem i Panami. Są to słowa samego społeczeństwa, które jak widać- ma o sobie bardzo niskie mniemanie (co mnie boli, bo jestem dumna z bycia Polką, kocham Polskę i codziennie budzę się z uśmiechem na myśl, że wstaję na Polskiej Ziemi).
Próbujemy naśladować ich (Amerykan) tak w życiu realnym jak i mniej realnym (lub nierealnym w ogóle)-
w świecie mass mediów.
Kiedy tego nie robimy- jest źle i nam wstyd z powodu naszej małości i biedoty.
Kiedy to robimy- także nam wstyd, że wyszło paskudnie, tandetnie, słowem- fatalnie.

W odpowiedzi a głosy ludu, MTV wyprodukowało program naśladujący formą i treścią amerykański reality show- Ekipa z New Yersej, czyli- Ekipa z Warszawy.
Program jest przełomowy. Nie boję się napisać, że jako pierwszy program typu *stylizowany*na*amerykański*- osiągnął swój cel. Gdyby podłożyć zagraniczne głosy- widz nie byłby w stanie powiedzieć gdzie dzieje się akcja programu i z jaką narodowością ma do czynienia. Nasze kino jest mocno rozpoznawalne, już sama jakość nagłośnienia, ujęcia kamerą, biedne twarze udające bogate dają od razu do zrozumienia, że mamy przed sobą Polską produkcję.
Widać, że MTV nie skąpiło grosza na produkcję i wszystko jest zaplanowane od A do Z. Pomijając treść programu, dosyć obrazoburczą (nie wypowiadam się w tym miejscu czy to źle czy dobrze) pod względem technicznym, według mnie- jest to najlepsza tego typu adaptacja, która ukazała się na naszym rynku kiedykolwiek !
Ekipa z Warszawy to reality show opowiadające o grupce polskiej młodzieży, która poza uprawianiem seksu i imprezowaniem nie robi nic innego. Seks leje się na łamach ekranu telewizora, majtki latają w lewo, w prawo i do góry dnem przed oczami widza.
Chcieliśmy czegoś takiego.
A teraz jak mamy- to jak zwykle się wstydzimy.
Łatwo jest być biernym ( i wiernym) widzem, który żąda i narzeka. Weźmy odpowiedzialność za swoje słowa !
Dodatkowo, pragnę zauważyć, że skoro tylu ludzi jest przeciwna temu programowi to jakim cudem ma on tak wysoką oglądalność? Oglądając coś, nawet jeżeli nam się nie podoba (jak dla mnie to jak siedzenie godzinami nad swoją kupą- po co? nie lepiej wyjść z kibla i olać temat?) dajemy producentom zielone światło żeby dalej produkowali tego typu rzeczy. Czyli- nawet jak czegoś nie lubimy a oglądamy to napędzamy tę machinę i sami powodujemy, że tego typu programów będzie więcej! Jest popyt jest podaż. Producentów absolutnie nie obchodzi czy nam się program podoba czy nie, obchodzą ich tylko i wyłącznie słupki oglądalności.
Nie lubisz, nie oglądaj- taka reakcja w przypadku mediów jest najlepszym komunikatem skierowanym do mediów- nie chcę tego.
Oglądasz- krzyczysz po więcej. I dostaniesz. I znowu nie będzie ci się podobało, ale znowu będziesz oglądać żeby mieć na co psioczyć i czym gardzić.
Oj, bo my lubimy gardzić. I to bardzo.

A Ekipa z Warszawy niech się bawi.
Dużo seksu przed kamerą Wam życzę. Skoro lubicie.
Nie mordujecie, nie gwałcicie (wszyscy w końcu się zgadzają)- więc miłej zabawy.
Ja będę oglądała. Bo mnie bawi, bo wiem, że mam do czynienia z przełomem w polskiej telewizji.

Starość- też radość?

Że to niby wnętrze jest ważne, a zewnętrze jakoby nie.
A to ciekawe.
Dlaczego więc w naszym społeczeństwie bardzo zaniedbanym, pomijanym tematem jest starość?
Jesteśmy najszybciej starzejącym się społeczeństwem w Europie! Powinniśmy dbać o naszych dziadków, pradziadków, za jakiś czas- rodziców. Bo przecież żyjemy w tym społeczeństwie, to także nas czeka. To w jaki sposób my traktujemy starsze pokolenia warunkuje to, jak sami będziemy traktowani!
Człowiek starszy (teraz rodzi się pytanie- od kiedy można <i czy w ogóle można?> kogoś tak nazywać?) jest traktowany jako 'dziadek', 'babcia', 'staruszek' nie jako Michał, Konrad, Weronika. Bardzo często nie patrzymy na takie osoby przez pryzmat ich charakteru, ich zainteresowań, tylko zerkamy na nie przez pryzmat wieku. Nadajemy im pewne cechy (niestety, przeważnie negatywne) i szufladkujemy. Są to dla nas osoby powolne, nudne, gadające o rzeczach, które nas nie interesują (a powinny), których towarzystwo wydaje nam się nie atrakcyjne.
Poprzez fizyczność, oceniamy osoby starsze wiekiem gorzej niż te młodsze. Są dla młodzieży nieatrakcyjnym towarzystwem. Starość zaś ciągnie do młodości bo jej towarzystwo odejmuje lat, odświeża życie, spojrzenie na otaczający świat. Od kogo dziadek ma się dowiedzieć jak wygląda współczesność jak nie od ukochanego wnuka? Może przy okazji popsioczy, ponarzeka, ale jak nie psioczyć kiedy wszystko dookoła się zmienia, jest inne niż kiedy sami dorastaliśmy ?
Przykro mi kiedy widzę, słyszę, jak osoby w podeszłym wieku są traktowane. Właściwie nie jak ludzie. Staruszek to staruszek. Nikogo nie obchodzi jego pasja, jego marzenia, jego wspomnienia. Traktujemy osoby starsze po macoszemu, wszystkie wrzucamy do tego samego worka- stary to stary, na tym zaczyna się i kończy charakterystyka.
A przecież to taka sama osoba jak my! Także rozmyśla, także ma za sobą masę historii ( więcej niż młody człowiek), także cierpi i także się raduje.
UWAGA- starszy człowiek TEŻ myśli i czuje!
Nie patrzymy na osoby starsze jak na ludzi z zainteresowaniami, kojarzą nam się tylko z chorobą, ciepłą zupą pomidorową i kurtką w kolorze khaki.
Czy sami będziemy chcieli być tak postrzegani?
Czy chcemy być podsumowani jednym słowem- staruch ?
O pomijaniu seksualności osób starszych nie wspomnę. Raz, że zapominamy i nie wierzymy w to, że ona w ogóle istnieje, a dwa- jeżeli ktoś nam powie o tym wprost- żałujemy, że poznaliśmy taką informację.
Człowiek w podeszłym wieku, zdaniem większości nie powinien prowadzić aktywnego życia seksualnego, właściwie winien zapomnieć, że coś takiego jak seks istnieje. Ma tylko jeść, pierdzieć i najlepiej nic nie mówić.
I jak tu uwierzyć w to, że liczy się wnętrze?
Skoro zmarszczki, zwolniony chód i siwe włosy warunkują zdaniem ludu wartość człowieka?

Zdjęcia z castingu do reklamy, którego nie przeszłam, ale miło wspominam :)